Wydarzenia

WYPRAWA NA ZACHÓD

                Czy jest coś bardziej kuszącego niż możliwość poznania życia we Francji od „kuchni”? Dwudziestoosobowa grupa uczniów naszej szkoły podjęła to wyzwanie i zdecydowała się na wzięcie udziału w wymianie polsko-czesko-litwińsko-francuskiej. Była to już XXVII międzynarodowa wymiana, natomiast pierwsza w składzie tych czterech państw razem.

                27 września o godzinie 10.00 rozpoczęliśmy naszą przygodę. Już od pierwszych chwil każdy z podekscytowaniem wykazywał chęć poznania innych osób. Po kilku godzinach  podróży z naszymi koleżankami z Czech, w Poznaniu przesiedliśmy się do autobusu, którym na miejsce spotkania przyjechała grupa litewska. kilkunastu godzinach męczącej jazdy, wielu przystankach, ogromnej ilości skonsumowanego jedzenia i niezliczonej ilości wymienionych między nami zdań, wrażeń i obaw, dotarliśmy do Tourcoing. Na dworcu serdecznie powitali nas nasi francuscy korespondenci. Co ciekawe niektórzy z nas dopiero po raz pierwszy poznali osoby, u których mieli spędzić najbliższy tydzień. Zapewne nie jeden z nas czuł wiele obaw i miał mnóstwo pytań, zwłaszcza, że wiedzieliśmy, iż ten pierwszy, jakże ważny dla Nas dzień, spędzimy w gronie naszych „nowych rodzin”, poznając pierwsze zwyczaje (nierzadko zupełnie inne od naszych!) i życie typowej francuskiej rodziny. Jak się potem okazało, każdy z nas bawił się doskonale, a wszelkie niepewności były zupełnie nieuzasadnione.

                W poniedziałek odwiedziliśmy szkołę.  Rozpoczęliśmy od krótkiego spotkania z dyrektorem prywatnego liceum Sacre Coeur oraz panem Dominikiem, gospodarzem naszego projektu po stronie francuskiej. Następnie udaliśmy się na jedną pokazową lekcję oraz na specjalnie przygotowane interaktywne zajęcia, gdzie podzieleni na grupy, wybieraliśmy najlepszą francuską piosenkę. Później naszym zadaniem było ułożenie układu tanecznego do wybranego przez daną grupę utworu, co okazało się doskonałą chwilą relaksu, niecodzienną zabawą oraz integracją. Nareszcie przyszła pora na lunch. Część z nas z apetytem zjadła posiłek w szkolnej stołówce, inni wybrali się do restauracji, natomiast kolejni skorzystali z półtoragodzinnej przerwy i udali się na obiad do domu . W końcu nadszedł czas na zaplanowane w zawody sportowe. Po ustaleniu składów poszczególnych drużyn wyszliśmy na boisko, aby w podarowanych przez Nasze miasto „szykownych” koszulkach pokazać pozostałym narodom jak w Europie gra się „prawdziwą koszykówkę”. Rywalizacja była zacięta. Po kilku intensywnych meczach, okupionych kilkoma siniakami i paroma straconymi kaloriami…J nasza drużyna zajęła I miejsce – z czego zamierzamy być bardzo, ale to bardzo dumni i chcemy się chwalić … przynajmniej do kwietnia, kiedy to będziemy mieli kolejną sposobność  zawalczyć o miano „sportowej potęgi” wspólnej Europy. Popołudnie spędziliśmy ze swoimi korespondentami, a dzień w rezultacie okazał się wspaniały… taniec, śpiew, rozrywka, relaks, pot, zmęczenie, poświęcenie, radość – lista słów opisujących doświadczone przez nas chwile mogłaby być znacznie dłuższa.

                Paryż, bo tam wybraliśmy się na kolejne dwa dni naszej wielonarodowej wymiany, okazał się miastem nawet piękniejszym, niż pokazuję się w filmach, czy opisuje w piosenkach i wierszach. Już od samego początku na naszych twarzach malował się zachwyt. Zaczęliśmy od rejsu po Sekwanie i zobaczenia najbardziej znanych zabytków stolicy Francji, podziwiania zapierających dech w piersiach widoków oraz posłuchania francuskiej muzyki, która jeszcze teraz na pewno rozbrzmiewa nam w uszach. Następnie dowiedzieliśmy się, iż czeka na Nas nie lada wyzwanie. A mianowicie musieliśmy zmierzyć się z ogromną ilością schodów wchodząc na drugie piętro wieży Eiffla , jednakże widok, który rozciągał się na miasto był przepiękny i wynagrodził nam cały wysiłek. Ci, którzy zdecydowali się wjechać na ostanie piętro, zdecydowanie zobaczyli kwintesencję Paryża. Po smacznym obiedzie w stołówce studenckiej udaliśmy się na oczekiwane przez nas Pola Elizejskie, gdzie mięliśmy upragniony czas wolny. Jak można się domyślić udaliśmy się głównie do sklepów, których jest tam naprawdę dużo. Największe wrażenie robiły ekskluzywne wystawy takich marek jak Chanel czy Dior oraz Disney Store z małą Wieżą Eiffle’a. Późnym wieczorem wyczerpani, ale bardzo usatysfakcjonowani udaliśmy się do hotelu na przedmieściach miasta.

                Już z samego rana, zaczęliśmy drugą część zwiedzania największej aglomeracji Francji. Tym razem Luwr był naszym pierwszym przystankiem. Monumentalny budynek oraz niezliczone dzieła sztuki, robi ą ogromne wrażenie, jak przystało na jedno z największych muzeów sztuki na świecie. Oczywiście każdy z nas w pierwszym odruch udał się aby zobaczyć najbardziej znane dzieło w tym muzeum – Mona Lisę, choć „zobaczyć” cokolwiek  w tłumie gapiów niewrażliwych na sztukę to nieco zbyt wygórowane słowo. Po 2 godzinach obcowania ze sztuką spacerkiem udaliśmy się do katedry Notre Dame. Świątynia jest przepiękna zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Detale ujęte na zdjęciach nie oddają tego, co możemy zobaczyć na własne oczy. Korzystając z czasu wolnego na drobny posiłek wielu z nas udało się na przechadzkę po uliczkach Paryża. Kamieniczki z urokliwymi okiennicami, małe balkony i ludzie siedzący przed kawiarniami wyglądały jak ożywiony obrazek nieznanego paryskiego malarza. Ostatnim przystankiem naszej wycieczki była Bazylika Sacre Coeur, choć po drodze do tego właśnie miejsca mieliśmy szansę zobaczyć  jeszcze Moulin Rouge – tradycyjny kabaret z imitacją ogromnego czerwonego młynu na dachu. Ostatecznie nasza kondycja została sprawdzona, kiedy musieliśmy wdrapać się na szczyt, gdzie stoi wspomniana wcześniej świątynia. Niemniej jednak panorama miasta, która się stamtąd rozciągała była tak piękna, że nikt z nas nie pamiętał o obolałych nogach już kilka sekund po tym jak tego widoku doświadczył. Dni spędzone w Paryżu przerosły nasze oczekiwania i sprawiły, że każdy z nas naprawdę pokochał to miasto!

                W czwartek, pełni zapału oraz nowych sił udaliśmy się do Antwerpii. W przewodnikach turystycznych najczęściej spotykana wyliczanka słów opisujących to belgijskie miasto sprowadza się do haseł: port, diamenty, czekolada i Rubens. Prawdą jest przecież, że port imponuje swoją wielkością, Antwerpia jest światowym ośrodkiem handlu diamentów z odrębną, “diamentową” dzielnicą, czekolada jest „nie z tej ziemi”, a Rubens tutaj właśnie mieszkał i tworzył. Dowiedzieliśmy się również, że nazwa Antwerpia pochodzi od flamandzkiego “hand werpen”, co oznacza dosłownie “rzucanie ręką”. Wiąże się z tymi słowami legenda, zgodnie z którą nad rzeką Skaldą miał niegdyś mieszkać olbrzym, który pobierał opłaty od każdego statku chcącego wpłynąć do tutejszego portu. Kiedy odmawiano uiszczenia opłaty, olbrzym ucinał “winowajcy” za karę prawą rękę. Znalazł się jednak dzielny człowiek o imieniu Brabo, który położył kres tym okrutnym praktykom, karząc olbrzyma w taki sam sposób. Odciął mu bowiem prawą dłoń i wrzucił ją do rzeki. Stąd zatem, od słów “hand werpen”, wywodzić ma się nazwa miasta Antwerpia. Nie warto chyba poświęcać uwagi innym wersjom jej powstania, skoro ta legenda zrobiła na ludziach tak wielkie wrażenie, że na każdym kroku w sklepach z czekoladą można dostrzec … maleńkie czekoladowe rączki, którym nie można się oprzeć. Nie mając jednak zbyt wiele czasu, w pierwszej kolejności poszliśmy do domu Rubensa. Następnie mieliśmy okazję docenić niepowtarzalną architekturę miasta oraz szansę zakupić wspomniane wcześniej łakocie i wyśmienite piwo … naturalnie jako pamiątkę dla mamy i taty. Na zakończenie tego kolejnego pełnego wrażeń dnia odwiedziliśmy muzeum starych instrumentów oraz kościół św. Pawła, perełkę architektury Antwerpii. Wieczorem przyszedł czas na zabawę. Wszyscy: Czeszki, Litwini, Francuzi oraz Polacy, udaliśmy się na dyskotekę. Był to czas, aby bliżej poznać się z innymi uczestnikami wymiany oraz poszaleć na parkiecie w rytmie różnej, często zupełnie nam obcej muzyki J. Piąty dzień naszej wymiany zaowocował w wiele niezapomnianych chwil oraz wspomnień, które jeszcze długo będą nam towarzyszyć.

                W przedostatni dzień naszej wycieczki mogliśmy nareszcie sie wyspać, ponieważ dopiero o godzinie 11 rozpoczęliśmy zwiedzanie Tourcoing. Zobaczyliśmy między innymi wystawę unikatowej fotografii oraz okolice tego urokliwego miasta. Później udaliśmy się do Lille. Miasto to naprawdę tętni życiem. W wąskich uliczkach jest wiele sklepów oraz kawiarenek, gdzie spędziliśmy wspaniały czas buszując po sklepach i zaopatrując się w ostatnie pamiątki dla naszych najbliższych.  Po południu udaliśmy się do Merostwa, gdzie panowała niezwykle oficjalna atmosfera. Tam powitali nas dyrektor szkoły w której gościliśmy oraz Mer miasta, czuliśmy się jak ważne osobistości. Reprezentanci krajów wygłosili przemowy dotyczące wymiany, a wszystko zwieńczył wspaniały występ naszej uczennicy –  Pauliny Goranov.

                Sobota była dniem ostatnim. Wielu z nas ponownie odwiedziło Lille, gdzie spędziliśmy ostatnie już chwile z naszymi przyjaciółmi z Francji. Niestety w powietrzu można było wyczuć nieuchronnie zbliżający się koniec  naszego pobytu, a  o godzinie 17.00 przyszedł czas na ostateczne pożegnanie L. Na dworcu w Tourcoing niechętnie zebrali się wszyscy. Nie obyło się bez łez i wzruszenia. Chyba nikomu z nas nie chciało się wracać do domu i wszyscy zgodnie uznaliśmy, że tydzień to stanowczo za mało! Jest to wspaniały przykład na to, jak łatwo można przywiązać się do nowo poznanych osób i nawiązać przyjaźnie nie rzadko na całe życie. Tych kilka krótkich dni tak znacząco wpłynęło na nasze postrzeganie kolejnego (i to nie jednego) europejskiego narodu.

                Na zakończenie tej krótkiej relacji J pragniemy podkreślić czym dla nas jest WYMIANA. Jest to czas, który nie ma na celu tylko i wyłącznie zwiedzania innych krajów, ale przede wszystkim poznawanie nowych, inspirujących nas ludzi. Wymiana pozwala nam doświadczyć  piękna innych narodowości, uczy nas obcowania z innymi kulturami. Stwierdzamy, że jest to wspaniałe doświadczenie, które gorąco polecamy każdemu, kto jest ciekawy świata i żądny nawiązywania nowych kontaktów.  Jesteśmy niezmiernie wdzięczni pani Honoracie Stelmaszczyk-Stawowy oraz pani Monice Kordiaczyńskiej za to, że mamy szansę brania udziału w tak niesamowitym przedsięwzięciu. Jest to przygoda, którą każdy z nas z pewnością zapamięta do końca życia. C’est ça les échange! (Niech żyje wymiana!) – mamy nadzieję, że jak najdłużej.

Weronika Kubiak i Dagmara Kupczak przy współpracy z panią Moniką Kordiaczyńską