Wydarzenia

Pożyteczne i szczęśliwe chwile nad Bałtykiem, czyli przyrodnicze warsztaty nadmorskie kl. IIB i IItf okiem bezstronnej obserwatorki

Noc pierwsza (31.08/01.09.2014), czyli oczekiwanie na policję oraz próba zdobycia podłódzkiego McDonalda o 3.15:

Podczas gdy społeczność Sobieskiego szykowała się do snu przed 1 dniem nowego r. szk., myśląc o zaimponowaniu koleżankom super kreacją (wersja żeńska) lub spotkaniu z kumplami z klasy w kreacji obojętnej (wersja męska)- dzielna grupa uczniów klas II B i II tf wraz z p.wych. Dorotą Ostrowską i Justyną Dubiel oraz p.opiek. Renatą Pytel i Lidią Różacką (wszyscy w strojach, które nie należały do super kreacji)- oczekiwała przed autokarem na kontrolę tegoż przez spóźniającą się policję.
Po półgodzinie stróże prawa przybyli i mogliśmy z poczuciem bezpieczeństwa ruszyć na północ.
Zgodnie z doświadczeniem p.Ostrowskiej, dopiero w środku nocy zachciało nam się spać, lecz niektórym także jeść i bezskutecznie próbowali sforsować drzwi restauracji w.w. sieci. Okazało się jednak, że w godz. 3.00-4.00 ktoś sprząta to miejsce (można owo zajęcie i porę zaliczyć do najgorszych na świecie).

Dzień pierwszy (01.09), czyli jakże pięknie jest nad Bałtykiem poza sezonem:

Miejsce naszego zakwaterowania i nauki – Kąty Rybackie- jest zapewne gwarne i zatłoczone do niemożliwości od czerwca do sierpnia. We wrześniu pusto, cicho i przyjemnie. Tylko Słońce, my, nieliczni tubylcy i wałęsające się psy (taka lokalna specyfika; cud, że nie gryzły).
Po rozlokowaniu się w ośrodku wczasowym nomen-omen “Relaks” i spałaszowaniu obiadu, udaliśmy się leśną drogą pod wodzą pań chemiczek- przewodniczek nad MORZE. Dzień był ciepły, ale na plaży wiało. Jednak żaden chłód nie straszny Sobieszczakom. Rozebrawszy się od razu (ale nie do naga- uwaga dla ewentualnej cenzury obyczajowej 😉 ) większość chłopaków, a po chwili mniejszość- ale imponująca!- dziewcząt- wbiegła w lodowate morskie fale. I co powalające pozytywnie- wszyscy oni kąpali się wcale niekrótko, ku podziwowi pań (których ambitne plany bałtyckiej kąpieli pozostały niezrealizowane do końca).

Noc druga (01/01.09)
Spaliśmy jak susły.

Dzień drugi (02.09), czyli jak łatwo zgubić się (i odnaleźć) w lesie oraz: Niech żyją kaczki i owady:

Od pogodnego rana młodzież biegała z poświęceniem na orientację (choć niektórym przeszkodzili w zwycięstwie spotkani rzekomo bracia Mroczkowie- kto zacz, wiedzą oglądacze seriali); łapała i rozpoznawała owady- nie mordując ich; poszerzała na wykładzie swoją wiedzę o tychże (NIE-robakach 😉 ) oraz użalała się nad losem dzikiego ptactwa (zagrożonego przez myśliwych); a także radziła sobie celująco pod względem spostrzegawczości, bystrości i tempa podczas gry terenowej w nadmorskim lesie (straty w ludziach wyniosły tylko: 1 osobnik płci żeńskiej, ale szczęśliwie odnaleziony ku radości wszystkich).

Dzień trzeci (03.09), czyli Trójmiasto ze szczególnym uwzględnieniem Westerplatte i sopockiego mola:

Z prowiantem jak na koloniach letnich wyruszyliśmy zwiedzać Westerplatte, Gdynię, Sopot i Gdańsk. Towarzyszyła nam b.rzetelna i elokwentna pani przewodnik- patriotka lokalna i państwowa w najbardziej pozytywnym sensie.
Na Westerplatte opanowawszy irytację wobec grupy gimnazjalistów- typowych w najgorszym znaczeniu- oddaliśmy hołd bohaterskim obrońcom tego półwyspu we września 1939.
W Gdyni obejrzeliśmy słynny Skwer Kościuszki nieco chaotycznie otoczony i zapełniony różnymi pływającymi i zdobiącymi obiektami.
Sopot poznaliśmy najpierw od strony eleganckiej- jak w Monako- plaży, restauracji i ogrodów słynnego Hotelu Grand.
Kwestia wejścia na (słusznie) płatne molo wzbudziła zrazu pewne kontrowersje, ale za chwilę nikt już zapewne nie miał wątpliwości, że warto pospacerować po tym uroczym i kultowym miejscu.
Sopockie molo nastroiło nas relaksacyjnie, natomiast Gdańsk uderzył siłą wielkiego i gwarnego miasta z ogromną tradycją. Bardzo już zmęczeni dowlekliśmy się na koniec słynnej ulicy Długi Targ. Nawet buty nie wytrzymywały kilkugodzinnego zwiedzania i rozpadały się efektownie acz kłopotliwie na oczach różnokolorowych turystów.
Z ulgą więc przyjęliśmy czas wolny, podczas którego większość nagrodziła się słodkim posiłkiem, a odważni zdecydowali się na poobserwowanie panoramy Gdańska z wagonika koła młyńskiego, ustawionego doraźnie przy Motławie.

Dzień czwarty (04.09), czyli chemia dla przyrodników, a nietoperze dla każdego:

Zajęcia z młodą panią botanik z Uniwersytetu Gdańskiego spodobały się klasie II analitycznej. Może przekazywała wiedzę lepiej niż uczniom II biologiczno-chemicznej, którym towarzyszyłam. A niewykluczone, że jako humanistka nie poznałam się na niej, bo choć zawsze chciałam umieć rozpoznawać rośliny, to nużąca metoda zniechęciła mnie do śledzenia empirycznych wywodów i wybrałam podczas tych zajęć terenowych rozmowy egzystencjalne z p.Ostrowską.
Natomiast p.dr chemii przekazała bardzo przydatne informacje o niebezpiecznych składnikach popularnych produktów żywnościowych (a właściwie: ‘trującowych’). Nasza zdolna młodzież wykonywała przy tym bardzo szybko i umiejętnie doświadczenia.
Im bliżej ku wieczorowi, tym bardziej zapoznawaliśmy się z sympatycznym latającym ssakiem, który czasem budzi niepotrzebną grozę. Po wykładzie ze slajdami i albumami, poszliśmy w ciemny las. Młody akademicki specjalista od tych zwierząt zaopatrzył wybranych w detektory i mogliśmy usłyszeć dźwięki, jakie wydawały przelatując nad nami. To, co wyżej podpisana brała prawie pół wieku życia za odgłosy nocnych ptaków, okazało się nietoperzami. Warto więc było pojechać na warsztaty przyrodnicze do Kątów Rybackich. 🙂

Świt w porcie żeglarskim (04/O5.09)

Umówiona, zdeterminowana, romantyczna i dzielna grupa dziewcząt pod wodzą p.Pytel zdołała zerwać się o piątej rano, aby z sukcesem powędrować na oglądanie wschodu słońca nad morzem. Pozostali w łóżkach (w tym pełna podziwu pisząca te słowa) uwierzyli na słowo, że było przecudne.

Dzień ostatni (05.09), czyli “Ludzie ludziom zgotowali ten [straszny] los”, a pamiętającym o Ofiarach wojny on sprzyja:

W bogatym i różnorodnym programie tych warsztatów nadmorskich, nie mogło zabraknąć wizyty w Muzeum KL Stutthof, znajdującym się w pobliskiej miejscowości. Zwiedziliśmy były obóz koncentracyjny w drodze powrotnej do domu, z b.dobrym przewodnikiem, którego zamówiono wcześniej specjalnie dla naszej grupy. Każdy zachował się należycie, więc dowiedzieliśmy się wielu smutnych faktów, skłaniających do refleksji nad naturą człowieka. Uczennica II tf wykonała ciekawe zdjęcia, a przedstawiciele klas zapalili znicze pamięci.
Droga do Jastrzębia przebiegła szybko i bezkolizyjnie. Czas nam mijał na czytaniu, konsumpcji, drzemkach i oglądaniu filmu romantycznego (który nie okazał się, na szczęście, irytująco sentymentalny) oraz zabawnej prawdziwej historii 7 krasnoludków. 😉

Pierwszy tydzień roku szkolnego 2014/2015 minął nam więc wspaniale. Przyrodnicze warsztaty nadmorskie pozostaną ciekawym i miłym wspomnieniem. Można je szczerze zarekomendować każdemu.

PS.Przepraszam Koleżanki i uczestniczących Uczniów, że tak długo nie było tego obiecanego tekstu. Jednak najpierw nie miałam czasu, później weny twórczej, następnie pożarł mnie potwór o imieniu Librus, a ostatnio nie chciałam zdominowywać nowych wydarzeń.

Foto: Dorota Ostrowska i Magdalena Pietrek II tf