szkoła francuska Wydarzenia

SŁODKIE WCZASY, CZYLI TEGOROCZNA WYMIANA Z FRANCJĄ

            Nasza przygoda rozpoczęła się 25 września w sobotę o godzinie 18:00, no prawie punktualnie, bo ktoś taki jak ja oczywiście miał pecha przez co wyjazd opóźnił się o 15 minut. Zaraz po załadowaniu się wszystkich uczestników ruszyliśmy do Karviny po naszych przyjaciół z Czech. Po około 17-o godzinnej podróży w końcu dotarliśmy do celu, czyli na dworzec autobusowy w Tourcoing, gdzie czekali na nas nasi korespondenci wraz ze swoimi rodzinami. Moją korespondentką była Amandine Braem, razem ze swoimi młodszymi siostrami i mamą przygotowały mi niesamowite powitanie! Gdy tylko wysiadłam z autokaru zauważyłam kartkę z moim imieniem – jak na lotnisku – podeszłam się przywitać (niestety nie znam francuskiego, więc po angielsku) i zostałam obcałowana i dodatkowo obdarowana rysunkami od dziewczynek. Gdy tylko udało mi się odebrać moją walizkę, od razu ruszyliśmy do ich domu. Tam poznałam jej brata Charles’a. Mieszkali w dwu-piętrowym szeregowcu. Na parterze były wszystkie pokoje codziennego użytku. Z przedsionku wchodziło się prosto do salonu, dalej przechodziło się do jadalni, kuchni, z której było wyjście na taras, a na samym końcu znajdowała sie łazienka. Sypialnie były na piętrach. Po oprowadzeniu po domu z powrotem wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na wycieczkę integracyjną nad belgijskie morze.

1

Tego dnia był tam obchodzony festiwal, więc mogłam zobaczyć jak 6 osobowe drużyny ścigają sie po wybrzeżu na “cztero-kołowych samochodziko-rowerach”. Bardzo mi się to spodobało, ponieważ każda drużyna była poprzebierana! Jeździły strachy na wróble, koszykarze, rockmani i wiele innych. w trakcie wyścigów poszliśmy coś zjeść. Wzięłam to samo co Amandine: typową tamtejszą przekąskę, czyli bagietkę z frytkami i pastą z tuńczyka w środku… Kto by się spodziewał, że taka nazwa kryje taką niespodziankę. Porcja była ogromna! Nie wiedziałam jak mam się zabrać za jedzenie, więc poczekałam, aż reszta zacznie i jakoś dałam rade. We Francji po praktycznie każdym posiłku pije się kawę, ale jako, że nie byłam “kawoszką” – co się miało wkrótce zmienić – wzięłam kakao. Najedzeni i opici poszliśmy wszyscy na plażę. Mieliśmy cały potrzebny ekwipunek: foremki,wiaderka, grabki, piłki i rakiety. Zaczęliśmy grać!

2

Potem poszłyśmy zanurzyć stopy w morzu o tej samej wysokości gorąca co Bałtyk. Zaczęłam zbierać muszelki wszystkie wyglądały tak samo jak nasze, z wyjątkiem jednego rodzaju.

3

Gdy zrobiło sie już późno wróciliśmy do auta. Kierować miała Amandine. We Francji praktycznie każdy ma prawo jazdy od 16 roku życia, jednak nadzór osoby dorosłej jest również konieczny. Nie wiedziałam, że byłam tak zmęczona dopóki się nie obudziłam. Musiało to wyglądać komicznie – siedziałam ja, 4-letnia Celine i 6-letnia Jasmine i wszystkie spałyśmy.

Gdy wróciłyśmy do domu mama – Valerii zaczęła przygotowywać kolację. Jak się później okazało jest to najbardziej celebrowany posiłek dnia. Szkoda, że nikt mi o tym nie powiedział… 🙂 Na początku zjedliśmy zupę-creme z dyni, która była przepyszna, ale tylko ja wzięłam dokładkę. Potem zostało podane pieczywo i cztery rodzaje sera, a na koniec jogurt, którego już nie dałam rady zjeść, czemu nikt raczej nie powinien się dziwić. Człowiek uczy się na błędach, zatem późnie jadłam już ostrożniej 😉 O 22 poszłyśmy spać, ponieważ następnego ( i każdego kolejnego ) dnia miałyśmy wstawać o 6:20. Jak sie okazało, Amandine odstąpiła mi swoje łóżko, a sama spała na materacu, gdy zaproponowałam zamianę nie chciała o tym słyszeć, ja byłam gościem i to ja miałam mieć lepiej. I kolejny argument “wolę materac”.    Kolejny dzień rozpoczęliśmy od pójścia do szkoły Sacre Coeur. Budynek jest przepiękny! W zeszłym roku obchodzili 350 – lecie. Braliśmy udział w lekcjach – ja byłam na lekcji francuskiego, podczas której przerabialiśmy fragment sztuki teatralnej. – i spędziliśmy czas na auli śpiewając Champs Elysees i pisząc listy na temat wymiany. Po zajęciach poszliśmy na obiad z naszymi korespondentami. Większość znalazła się na szkolnej stołówce, a przygotowanie swojego lunchu wyglądało jak na amerykańskich filmach. Niezapomniane przeżycie:) Następnie poszliśmy na kręgielnię, gdzie w mieszanych drużynach rywalizowaliśmy o tytuł mistrza! U nas bezkonkurencyjnie wygrała Amandine!

4

Po świetnej zabawie poszliśmy do Merostwa na oficjalne powitanie przez Mera (czyli osoby podobnej do prezydenta miasta). Po przemówieniu, nasze reprezentantki ( Zosia i Daria ) podziękowały za możliwość wzięcia udziału w XXVIII wymianie. Na koniec dostaliśmy pamiątkowe podarunki i pojechaliśmy do naszych domów.

Trzeci dzień był niezwykły! Z samego rana ruszyliśmy w stronę Paryża! Zaczęliśmy od wyprawy po Sekwanie, skąd zobaczyliśmy niemal że cały Paryż. Następna była oczywiście wieża Eiffla! Pogoda była przepiękna, co tylko podkreślało urok panoramy Paryża. Kolejnym miejscem, które mieliśmy zobaczyć tego dnia była nowoczesna dzielnica, czyli La Defense wraz z Elizejskimi , jak przysłowiową wisienką na najpyszniejszym torcie. Dzień zdecydowanie zaliczam do jednych z najlepszych, jakich przyszło mi doświadczyć w moim, przyznam, krótkim życiu.

5

La Defense.

67

Na karuzeli!

Noc spędziliśmy w motelu, skąd wyruszyliśmy na dalszy podbój Paryża. Mieliśmy zobaczyć Luwr! Nawet gdybyśmy dostali cały dzień na zwiedzanie, to i tak nie moglibyśmy zdążyć! Za to dostaliśmy specjalne mapki (po polsku! ), dzięki którym mogliśmy sprawniej poruszać się po muzeum, a żeby zobaczyć jak najwięcej, między salami poruszaliśmy sie truchtem – dosłownie! Największymi dziełami były: Mona Lisa, Nike z Samotraki i Wenus z Milo. Wrażenia – BEZCENNE!!!

8

Kolejny etap – Katedra Notre Dame – okazała się wielkim kamiennym kościołem, ale ogromne witraże zrobiły na mnie niesamowite wrażenie! Dostaliśmy tam czas wolny, więc postanowiłam spróbować przysmaków Francji.

Żabie udka smakowały jak kurczak w ziołach i były przepyszne!

Na deser Creme Brule, który został podany z zimnym ogniem!

10

Paryż pożegnaliśmy spod Montmartre.

11

Następnego dnia zwiedzaliśmy zabytki Turcoing, a po lunchu z rodziną, zwiedziliśmy Lille. W turcoing najbardziej podobało mi się Merostwo. Piękne sale i zdobienia! Wisiał tam nawet herb Jastrzębia jako miasta partnerskiego.

12131415

Lille w tym roku było przystrojone w stylu Rio de Janeiro z okazji Igrzysk Olimpijskich, które się tam odbędą. Ulice pełne były rzeźb oraz dekoracji.

16

Za serce ujmował także piękny rynek!

17

Ostatniego dnia pojechaliśmy do stolicy Belgii i Unii Europejskiej. Bruksela całkowicie mnie zaskoczyła! Spodziewałam się zmodernizowanego miasta, dlatego ucieszyłam się na piękny XIX – wieczny rynek ze złoconymi kamienicami oraz pałacykiem. Po krótkim wprowadzeniu co do historii miasta, ruszyliśmy na jego podbój, by skosztować belgijskich frytek oraz gofrów, by kupić przepyszne czekoladki ręcznej roboty i inne, typowe dla Belgii frykasy! Zobaczyliśmy także symbol Brukseli, czyli manekina, który każdego dnia jest przebierany za inną narodowość i poszliśmy do MIM – największego muzycznego muzeum, gdzie dostaliśmy specjalne urządzenia, dzięki którym po podejściu do instrumentu mogliśmy posłuchać jak się na nim gra i poczytać o jego historii. Gdy szliśmy do Parlamentu Europejskiego, zobaczyliśmy pałac obecnego króla Belgii – Filipa I Koburga. W siedzibie Unii Europejskiej dostaliśmy specjalne urządzenia z naszym ojczystym językiem, które opowiadały nam o historii powstania UE. Niestety nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, czas gonił nas nieubłaganie, gdyż po powrocie z Brukseli mieliśmy mieć dyskotekę, co też miało miejsce i z czego się cieszyliśmy! Wszyscy tańczyliśmy i śpiewaliśmy! Każdy próbował sił w trój-języcznym karaoke, chociaż Francuzom chyba nie przypadło do gustu nasze discopolo – ciekawe DLACZEGO?.
Niestety nasza wymiana powoli dobiegała końca i został nam ostatni weekend, który spędziliśmy z naszymi korespondentami. My świętowaliśmy urodziny Charles’a – brata Amandine. Był tort i prezenty! Zaśpiewałam mu po polsku “Sto Lat” i dałam kartki urodzinowe oraz słodycze! Zakochali się w czekotubkach i powiedzieli, że teraz będę musiała je eksportować do Francji!

18

Następnego dnia pojechaliśmy do belgijskiego miasteczka Turnai. Opowiadałam im o miejscach, które zobaczyłam. Zwiedziliśmy całe miasteczko, a na koniec poszliśmy na obiad do naleśnikarni!

1920

Po świetnie spędzonym dniu trzeba było się pogodzić z rzeczywistością i zacząć się pakować. Ostatniego dnia dostałam koszyk francuskich przysmaków od całej rodziny i cały plecak prowiantu. Wróciłam z większą liczbą bagaży, ale to mi wcale nie przeszkadzało.  Po pożegnaniu wszystkich czterech kotów, czterech kanarków, świnki morskiej, królika i rybek, zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy na miejsce , gdzie wszystko się zaczęło – na dworzec. Przez godzinę wszyscy się przytulaliśmy, robiliśmy zdjęcia i dziękowaliśmy za wspaniale spędzony czas! Ale koniec końców i tak musieliśmy się zapakować do autokaru i wracać.

Ale nic się nigdy nie kończy! Cały czas mamy ze sobą kontakt i umówiłyśmy się, że jeszcze się zobaczymy ( może w któreś wakacje – na pewno na wymianie! ). Niedługo Amandine ma urodziny, więc wysyłam jej prezent, ale Ciiiiiiii! To niespodzianka 🙂

Wróciłam z tej wymiany bogatsza nie tylko o wielu przyjaciół, niesamowite przygody, nowe smaki, doświadczenie i porozumowanie się nie jednym językiem, ale także o głód kolejnych wymian oraz podróży, których nigdy nie jest za dużo, bo świat … taki ogromny! Jestem dumna, że mogłam wziąć w niej udział i na pewno nie był to ostatni raz! Polecam wszystkim takie wyjazdy! Pamiętajcie! Podróże kształcą – i to DOSŁOWNIE!

21

Wiktoria Bandura

Dodaj komentarz