Wydarzenia

Francuzi w Jastrzębiu-Zdroju

„Jakość podróży mierzy się w liczbie poznanych przyjaciół, a nie w przejechanych  kilometrach.”

Tim Cahill

Człowiek człowiekowi potworem

Budujemy sztuczne podziały, otaczamy się drutem kolczastym, karmimy nienawiścią. A co najgorsze, dobrze nam z tym. Nie chcemy wcale wychodzić naprzeciw, podejmować wysiłku, by zrozumieć, nie wyciągamy rąk. Zatrzaskujemy się w swoim zaściankowym królestwie na cztery spusty i za pewnik przyjmujemy, że to my wiemy wszystko najlepiej. Chyba jednak tkwimy w błędzie po same uszy, skoro to podejście przyniosło śmierć do Paryża i Brukseli, ono topi tysiące ludzi w Morzu Śródziemnym i daje nam przyzwolenie, żeby patrzeć na cierpienie i mając możliwość pomocy, nie pomagać. Wydaje się więc, że jedyną rzeczą, która teraz naprawdę się liczy, jest wspólnota. Ostatnie, co nam pozostało, to jednością i szacunkiem walczyć z niezrozumieniem i wzajemną odrazą, bo przecież boleśnie przekonaliśmy się, że zasada ząb za ząb nie przynosi rezultatów. Nienawiści przeciwstawiajmy miłość, a jeśli to nie zadziała, to naprawdę nic nam już nie pomoże.

My i Oni

Francuzi przyjechali do Jastrzębia z Lille. Z samego oka cyklonu, bo zaledwie 100 km od Brukseli, w której za każdą budką z kebabem czeka na turystów bombowa niespodzianka. Blady strach padł na Francję po zamachach i dlatego uczestnicy wymiany nie dostali pozwolenia, żeby do Warszawy przylecieć samolotem. Jednak żaden, nawet najbardziej brodaty terrorysta, nie jest w stanie zniechęcić nieustraszonego Dominique Bernarda, który niczym magik z kapelusza wyczarował zastępczy autobus. 29. edycja wymiany polsko-francusko-czeskiej rozpoczęła się, pokazując jednocześnie światu, że Europa w obliczu ataków jednoczy się, a nie chowa głowy w piasek. Przecież chyba właśnie o to chodzi, żebyśmy nie dali sobą manipulować, abyśmy się nie poddawali i pokazywali siłę, szczególnie teraz, w obliczu zagrożenia. Zanim Francuzi zawitali do naszych domów, zjechali pół Europy. Byli w Warszawie po pomnikiem Syrenki, w Wilnie i na pilnie strzeżonej białoruskiej granicy. Przebywali też w Rydze i zimnych Helsinkach na dalekiej północy. Nic dziwnego więc, że dręczyły nas ponure myśli, kiedy czekaliśmy na nich w niedzielny poranek: „Takie obieżyświaty, co my im w tym naszym prowincjonalnym Jastrzębiu pokażemy?”. Kiedy wysiedli z autobusu, okazało się, że Oni, przybysze z innej rzeczywistości, którzy wszystko już widzieli, są tacy sami jak my- onieśmieleni, niepewni swojego jąkającego się angielskiego i zupełnie normalni. My i Oni to jedno. Czas otworzyć zdumione oczy i przyjąć ten fakt.

Cudze chwalicie…

Powiedzonko wyświechtane i stare jak świat, ale niestety- równie prawdziwe. Nie umiemy wyleczyć się ze swoich niezdrowych kompleksów. Polska jest piękna, Śląsk jest niezwykły, a my możemy być z tego dumni. Uczniowie Liceum Sacre-Coeur z Tourcoing byli zachwyceni wizytą w Jastrzębiu, chociaż wyjątkowo w tym roku krótkiej, ledwie tygodniowej, to jednak niezapomnianej. A podobało im się u nas nie tylko ze względu na tężnię w Parku Zdrojowym, Centrum Innowacji w Ostrawie czy pszczyński rynek. Najlepsze było to, że musieli mieszkać w polskich domach, codziennie rano walczyć z komunikacją miejską, a ich francuskie żołądki odczuły boleśnie naszą gościnność. Wiadomo, że nie istnieje śmiałek, który odważyłby się odmówić polskiej gospodyni trzeciej dokładki ruskich pierogów. Wymiana różni się od zwykłej podróży właśnie tym, że musisz otworzyć się na inne spojrzenie na świat, bo w przeciwnym wypadku nie dostaniesz śniadania i choćbyś opierał się rękami i nogami, nie unikniesz rozmowy w obcym języku.

Czy damy radę?

Chciałabym z mocą i pewnością pięciolatka odpowiedzieć: „Tak, damy radę!!”. Bowiem teraz wszystko w naszych rękach. Może się ockniemy i zdobędziemy na tyle sił, żeby coś zmienić. Niewykluczone, że uda się nam wyleczyć świat i Europę z okrucieństwa i nienawiści, które toczą je jak nowotwór.  Ważą się losy świata, a od tego, czy zachowamy kontakt z przyjaciółmi z Francji, czy zaczniemy patrzeć lepiej, głębiej i mądrzej na odmienność -wszystko zależy. Podróże to najprostszy sposób, żeby znaleźć kluczyk do zamkniętego umysłu, a prawdziwym wojażem nie jest odkrywanie nowych lądów, ale odmienione spojrzenie na rzeczywistość i otwartość wobec innych. Oby spadły nam klapki z oczu, obyśmy uczynili pierwszy krok. Niech więc wymiana polsko-francusko-czeska trwa do końca świata i jeden dzień dłużej.

Tekst: Zofia Stawowy kl. 1D

Foto: Hanna Holeksa kl. 3B i Monika Działo  kl.1 B

[nggallery id=113]

Dodaj komentarz