Absolwentka LO o profilu matematyczno–fizyczno–niemieckim
Studentka pielęgniarstwa na Colegium Medicum, UMK w Bydgoszczy
Po ukończeniu ‘Sobieskiego’ zaaplikowałam na Uniwersytet w Bradford w Anglii i rozpoczęłam naukę na kierunku informatyka. W ZS6 uczęszczałam na profil matematyczno-fizyczno-niemiecki, zatem nie miałam większych problemów na uczelni. Pierwszy rok przebiegł szybko i sprawnie. Ponieważ zawsze ciągnęło mnie za granicę, w III semestrze wybrałam się na wymianę całoroczną do Walencji w Hiszpanii. Cały kolejny rok mieszkałam 100 m od plaży, studiując II rok informatyki. Hiszpania bardzo zderzyła mnie z rzeczywistością i środowiskiem informatycznym oraz dała wiele do myślenia. Miałam zajęcia z różnymi rocznikami (z racji różnic programowych). Kilka przedmiotów opierało się o pracę już z klientem, tworzeniu aplikacji dla nich, stron i tym podobne. Wtedy zdałam sobie sprawę (rozpoczynając IV semestr), że to nie jest to, co chcę robić w życiu. Siedzenie nad projektami sprawiało mi problemy, nauka nowych zagadnień również. Jednak nie były one w żaden sposób trudne – po prostu poświęcanie na nie czasu bardzo mnie męczyło i traciłam całą energię, mimo że nie robiłam wiele. Przekonałam się więc, jak to wszystko wygląda i podjęłam bardzo trudną decyzję o odejściu z tych studiów. Środowisko ani rodzina nie ułatwiały. Wiadomo bowiem, jak każdy do tego podchodzi: Idź po papier, a nuż się przyda. Ja jednak jak zwykle musiałam iść pod prąd i po swoje. Jestem bardzo open-minded na tego typu kwestie, więc podjęcie decyzji nie było dla mnie trudne. Tak więc, w lutym po 1,5 roku na informatyce, złożyłam rezygnację, wciąż będąc w Hiszpanii. Jednak nie było opcji opuszczenia studiów wtedy, bo kontrakt na wymianę miałam podpisany na rok. Dlatego następne 5 miesięcy nadal mieszkałam w Hiszpanii, do zakończenia roku akademickiego. W międzyczasie zaaplikowałam na studia w Polsce, ponieważ w Anglii finansowany przez rząd jest tylko pierwszy kierunek studiów, a każdy kolejny to wydatek rzędu 9 tysięcy funtów za rok. Wybrałam kierunek filologii angielskiej i pielęgniarstwa. Nie wierzyłam, że uda mi się dostać na pielęgniarstwo, ponieważ nie miałam ani matury z biologii ani chemii. W lipcu przyszły wyniki: Dostałam się z pierwszej listy… z matematyką podstawową Byłam przeszczęśliwa, że 2 lata wcześniej udało mi się uzyskać średni wynik z matmy, który w zupełności wystarczał. Od października 2018 studiuję więc pielęgniarstwo. Od początku czułam się świetnie na uczelni i na kierunku. Nauka ciężkich zagadnień z biologii, chemii czy fizyki nie sprawiała mi problem. Wiedziałam bowiem, że idę do przodu. Spędzanie godzin i dni na nauce również było ekscytujące. Pierwsze wejście do szpitala po 4 miesiącach studiów okazało się fundamentalne. Utwierdziłam się definitywnie w swojej decyzji. Każde kolejne mnie tylko do tego przekonywało dodatkowo. Aktualnie kończę sesję po II roku. Został mi tylko jeden egzamin, więc odpukać – jestem już na ostatniej prostej. Przede mną wybór promotora i pisanie pracy dyplomowej. W przyszłym roku o tej porze, jeśli wszystko pójdzie sprawnie, będę miała w ręku licencjat i prawo wykonywania zawodu.
Lata w ‘Sobieskim’ wspominam jako bardzo dynamiczne, beztroskie, ale jednocześnie intensywne. Ten czas zapadł mi w pamięć bardzo mocno – przez poznanie wspaniałych przyjaciół, miłe spędzanie czasu na korytarzach i podczas lekcji, szczególnie niemieckiego. Nie byłam z tego przedmiotu prymuską, ale nauczycielka potrafiła zarazić pozytywną energią, interaktywnymi zajęciami i rozmowami po niemiecku. Bardzo miło wspominam też język polski, na którym poruszaliśmy nie tylko tematy literackie, ale również życiowe. Bywało stanowczo, ale również luźno i miło po prostu (brak patrzenia z góry, odpowiednie relacje z nauczycielką). Zdecydowanie gorzej wspominam jedno z rozszerzeń: matematykę. Z tego przedmiotu również nie byłam prymuską i wybrałam to rozszerzenie bardzo błędnie. Dlatego przechodzenie przez kolejne etapy bywało challenging! Jednak mimo wszystko jestem wdzięczna, bo tylko dzięki temu udało mi się dostać na wymarzone studia, z dobrze (jak na mnie!) napisaną maturą. Z drugiej strony, kolejne rozszerzenie: fizyka, było wspaniałe. Pani nauczycielka miała super podejście do uczniów. Widziała, którzy są bardziej/mniej utalentowani i dostosowywała do nich swoje sposoby nauczania. Będąc słabszym, nie musiało się czuć gorszym ani nie trzeba było obawiać oceny niedostatecznej. Wystarczyło pokazanie chęci i szacunku. Poza tym pamiętam wspaniałe lekcje WF-u, które pomiędzy zajęciami teoretycznymi rozluźniały i dawały energię na dalszą część dnia. Cieszę się, że najważniejsze lata wchodzenia w dorosłość spędziłam w ZS6. Dostałam bardzo, bardzo dużo lekcji (nie tylko przedmiotowych, ale przede wszystkim życiowych), z których wyciągałam wnioski i wykreowałam się na osobę, którą jestem teraz. Myślę, że nie zmieniłabym tego wyboru. Zresztą aplikując do liceum, miałam tylko jedną pozycję na liście szkół: mat.-fiz.-niem. w ‘Sobieskim’. Może bardzo idealistycznie, ale czułam, że to moje miejsce i na pewno się dostanę. Nie znałam jednak tam absolutnie nikogo, więc dodatkowo przeżywałam stres i niepokój, które na szczęście zostały rozwiane po poznaniu klasy! To takie najżywsze wspomnienia, jakie nadal mam, mimo że ukończyłam szkołę średnią 3 lata temu. Zdecydowanie na plus. Gdybym mieszkała bliżej (aktualnie: Bydgoszcz z racji uczelni), to na pewno przychodziłabym w odwiedziny częściej.