Wydarzenia

Warsztaty teatralne w Poczdamie

Do Poczdamu nie podróżowałyśmy (to znaczy, ja i Agnieszka Krok) chyba tylko rowerem! 😉 Choć samo miasto, jak i Berlin, nie wydają się odległe, to dotarcie na miejsce warsztatów teatralnych wymagało kolejno podróży: samochodem, samolotem, autobusem, pociągiem regionalnym, a na samym końcu tramwajem, oczywiście nie licząc pieszych spacerów między kolejnymi przystankami w towarzystwie wszystkich naszych walizek. Do domu seminaryjnego Hochlland w Poczdamie dotarłyśmy jako drugie. Rano jako pierwsi pojawili się Gunar i Vittoria z Bułgarii. Otrzymaliśmy klucze do pokoi i mogliśmy się zadomowić oraz rozejrzeć po najbliższej okolicy. Pokoje miały standard raczej hostelowy, jednak nie miałyśmy zbyt wiele czasu, by w nich przebywać. Natomiast jedzenie dla całej grupy gotowała Muki i codziennie włączała do jadłospisu jakąś potrawę z kraju uczestników. Często stojąc na podwórzu w czasie przerw zgadywaliśmy, co pojawi się na obiad lub kolację.

Przez kilka dobrych godzin byliśmy jedynymi gośćmi, ale już wieczorem zaczęli pojawiać się uczestnicy warsztatów z innych krajów, między innymi z Francji, Czech, Turcji, Grecji, Włoch, Estonii, czy Chorwacji. Warsztaty odbywały się od 6 do 15 listopada i były organizowane przez stowarzyszenie Mostar Friendensprojekt, które zajmuje się między innymi edukacją międzykulturową na rzecz zwalczania rasizmu i ksenofobii. Językiem komunikacji między uczestnikami był angielski, ale w rozmowach z Czechami płynie mogłyśmy przechodzić na polsko-czeski ;). Program warsztatów był bardzo intensywny (zakładał pracę od rana do wczesnego wieczoru), a kolejne zajęcia podzielone były na poszczególne etapy. Wdrożenie się do nowej organizacji dnia bywało trudne, zwłaszcza, że zajęcia wykraczały poza 45 minut i często wymagały zaangażowania nie tylko umysłu, ale też emocji i uczuć.

Pierwsze dni służyły poznaniu się uczestników i przedstawieniu organizacji, które reprezentują. Okazało się, że przekrój wiekowy grupy to 17-30+, a nasze doświadczenia zawodowe i studenckie są od siebie bardzo odmienne. Zajęcia obfitowały w wiele ćwiczeń na integrację oraz poznanie osób wchodzących w skład grupy. Na przykład tworzyliśmy profile osób, wymyślając o nich historię. Obserwowaliśmy jak działa między nami komunikacja, dzieliliśmy się także naszymi oczekiwaniami wobec warsztatów. Bardzo szybko okazało się, że potrafimy się świetnie sami zintegrować, zwłaszcza w czasie kolacji oraz wspólnie spędzanych wieczorów i bywało tak, że prowadzące warsztaty: Margox i Juste miewały problem z opanowaniem grupy, zwłaszcza z naszymi kilkuminutowymi spóźnieniami na zajęcia ;). Intensywność naszej integracji była wprost proporcjonalna do ilości dni, w czasie których nie było Internetu. Każde zajęcia kończyły się czasem na ewaluację, mogliśmy prowadzić własne zapiski z przemyśleniami z całego dnia zajęć. Im dłużej trwały warsztaty, im więcej rodziło się emocji, tym bardziej ten proces okazywał się potrzebny. Każdy też znajdował „swój” sposób na tę chwilę w ciągu dnia. Grafik naszych zajęć stale się rozrastał, a efekt tego był widoczny na jednej z tablic – pojawi się również na zdjęciu.

Przede wszystkim wszyscy bardzo chcieliśmy zwiedzić sam Poczdam. Niestety przerwy obiadowe były zbyt krótkie, by móc dojechać choćby w okolice Sanssouci i to wywołało uczucie niedosytu. Na zobaczenie miasta dostaliśmy zaledwie jedno popołudnie, ale Margox i Juste postarały się, by nie było to takie ot zwykłe zwiedzanie. Podzieliliśmy się na kilkuosobowe grupy – do mnie i Agi dołączyli Jan z Czech i Nikos z Grecji J. Zostaliśmy zaopatrzeni w mapy oraz zadania do wykonania. Nasza grupa musiała między innymi wymienić pocztówkę na jakiś inny przedmiot (udało się wymienić na krem do rąk ;)), czy narysować jeden z kościołów. Zobaczyliśmy ulice z holenderskimi domkami – miejsce niezwykle klimatyczne i piękne, mimo zapadającego zmierzchu. Trafiliśmy na Brandenburger Strasse, gdzie nawet udało nam się zrobić zakupy, zaś w skąpanym w absolutnych ciemnościach parku wokół Sanssouci niemal śmiertelnie wystraszył nas kot-olbrzym, księżyc w pełni i bijące dzwony pobliskiego kościoła ;). Było to jedno z śmieszniejszych i pełnych przygód popołudni w czasie pobytu w Poczdamie. Ale miasta i tak nie dało się zobaczyć, nie tak, jakbyśmy tego chcieli.

Centralnym punktem warsztatów był wyjazd do Berlina w sobotę 9 listopada, by wspólnie zobaczyć w tamtejszym teatrze Berliner Ensemble sztukę Ferdynarda Brucknera „Rasy”, opowiadającej o narodzinach i pogłębianiu się antysemityzmu przed wybuchem II wojny światowej. Sztuka powstała w 1933 roku, a był to w Niemczech czas, kiedy uświadamiano sobie coraz bardziej narastanie nastrojów antysemickich. „Rasy” miały ten proces uwidaczniać. Sztukę Brucknera wystawiano w Berlinie pierwszy raz od bardzo dawna i nie bez przyczyny wybrano datę premiery – właśnie wtedy upływała 75 rocznica Nocy kryształowej, a premiera spektaklu zaczęła się dokładnie wtedy, kiedy wydano rozkaz rozpoczęcia pogromu. Margox i Juste wcześniej przedstawiły nam bohaterów sztuki oraz opowiedziały o jej powstaniu, także w kontekście pogromu Żydów z 1938 roku. Dla wielu osób z grupy temat antysemityzmu tuż przed II wojną i w jej trakcie okazał się całkiem „świeży” i bardzo emocjonujący. Pokazuje to tylko, jak wielkie są różnice w edukacji związanej z tym tematem w różnych krajach europejskich. Przed przedstawieniem odwiedziliśmy wspólnie także Muzeum Holokaustu, które jest bardzo ascetyczne w formie, ale przez to bardzo wymowne – zwłaszcza wypisane na ścianach liczby zabitych Żydów w każdym z krajów. Mieliśmy też sporo wolnego czasu, a w Berlinie przez cały dzień odbywały się różne społeczne akcje dotyczące okresu międzywojnia i II wojny światowej. Spacerowaliśmy więc po mieście w różnych grupach aż zupełnie niespodziewanie spotkaliśmy się wszyscy na Alexanderplatz i udaliśmy się na spektakl. Oglądanie sztuki w obcym języku wymagało od nas wielkiej uwagi, ale też pokazało, że można odczytać sztukę i rozumieć ją przyglądając się mimice aktorów i ich grze, czy zastanawiając się nad rolą scenografii. To było prawdziwie ciekawe doświadczenie. Nasza wizyta w Berlinie jednak nie skończyła się zaraz po spektaklu, bo postanowiliśmy zwiedzić miasto nocą ;), co zaowocowało tym, że wróciliśmy do Poczdamu pierwszymi porannymi pociągami i tramwajami, a zajęcia zaczynały się już o 10:00!

Okazało się, że nasza obecność na spektaklu była bardzo dobrym pretekstem do dalszej pracy, już bardzo teatralnej. Po podzieleniu się przemyśleniami i obserwacjami na temat sztuki, ponownie zostaliśmy podzieleni na grupy. Omówiliśmy rolę poszczególnych elementów spektaklu, a następnie każda z grup miała za zadanie wybrać sobie jednego bohatera lub wydarzenie z „Ras” Brucknera i stworzyć własne przedstawienie na ten temat – napisać scenariusz, wybrać aktorów, stworzyć kostiumy, scenografię i oczywiście – zagrać! Dla wszystkich grup zadanie okazało się bardzo trudne, bo temat i bohaterowie wzbudzali bardzo często skrajne emocje. Moja grupa, choć miała przygotowane całe przedstawienie, zdecydowała się go nie pokazywać, bo napięcie między dwoma ważnymi osobami, mającymi duży wpływ na całokształt było tak wielkie, że nie mogliśmy ostatecznie dojść do porozumienia. Natomiast grupa Agnieszki wykorzystała pokazaną nam przez jedną z uczestniczek warsztatów, Francuzkę Valentine, metodę teatru cieni. Wszyscy byliśmy zachwyceni wymyśloną historią i wykonaniem J. W czasie jednego z wieczorów Valentine pokazała nam także, jak za pomocą zwykłych przedmiotów, robiąc kanapkę, można opowiadać fantastyczne, teatralne historie. Ten etap warsztatów, polegający na własnej, teatralnej pracy, trwał zdecydowanie najdłużej, bo niemal do samego końca trwania zajęć. Ostatni dzień warsztatów upływał pod znakiem zdobywania informacji o tym, jak samemu stworzyć projekt i jak go napisać od strony formalnej, ćwiczyliśmy nawet rozmowę z komisją rekrutacyjną.

W przedostatni wieczór Margox i Juste zabrały nas w absolutnie cudowne miejsce – do Drum Klubu. Każdy dostał po parze zatyczek do uszu oraz pałeczki i  graliśmy na bębnach. Prowadzący imprezę był bardzo charyzmatyczny, wyznaczał rytm, pokazywał kolejne sekwencje. Bębny wyzwoliły w nas dużo pozytywnej energii i radości, były świetną odskocznią od warsztatowej rzeczywistości. To będzie długo niezapomniany wieczór. Co prawda nabawiłyśmy się kilku bolesnych odcisków (brak techniki trzymania pałeczek), co najmniej dwudniowego mrowienia dłoni i zakwasów w ramionach,  bowiem granie na bębnach wymaga całkiem niezłej kondycji (!),  ale zdecydowanie było warto.

Pożegnanie było długie i trudne, mimo coraz większego zmęczenia i chęci powrotu do codziennych zajęć. Margox i Juste przygotowały dla każdego uczestnika warsztatów imienną kopertę, do której każdy z pozostałych mógł włożyć coś sympatycznego lub kilka osobistych słów. Otworzenie koperty i przeczytanie liścików było niezwykle wzruszającym momentem. Najtrudniej było nam się rozstać z Janem z Czech, który swoim specyficznym humorem i czeskim luzem wkradł się do naszych serc J.

Znowu musiałyśmy się spakować i ruszyć w powrotną podróż o barbarzyńskiej piątej rano.

Warto dodać, że sporą część kosztów przejazdu w obie strony pokrywał organizator. Możliwość wyjazdu miałyśmy dzięki pani Hani Pasterny, która odwiedziła nas w Poczdamie oraz dzięki pani wicedyrektor Jolancie Kłopeć. Serdecznie dziękujemy.